Recenzja filmu

Oko (2002)
Oxide Pang Chun
Danny Pang
Candy Lo
Angelica Lee

Ciemność widzę

Wielką zaletą "Oka" jest klimat. Tajskie rodzeństwo potrafi świetnie budować atmosferę, napięcie i kiedy trzeba, nieźle nas wystraszyć. Fakt, używa przy tym najprostszych środków. Ważne jednak,
Jak wiadomo, łańcuch pokarmowy w sztuce filmowej jest dość prosty i nieskomplikowany. Najpierw zdolni, oryginalni twórcy, którzy nie mieli szczęścia urodzić się w ojczyźnie dolara, kręcą filmy, które zyskują sobie uznanie wśród widzów i krytyków, a potem.... A potem przychodzi krwawy, tłusty kapitalista z Hollywood i kupuje prawa do remake'u, ściąga reżyserów, daje wille z basenem, scenariusz do nakręcenia. I magia kina pryska jak bańka mydlana, za to pojawiają się zielone lepkie banknoty. Bracia Pang to jedni z najciekawszych tajskich reżyserów. Swoim debiutem "Bangkok Dangerous" (który notabene także doczekał się amerykańskiego remake'u, tyle że autorskiego) udowodnili, że mają prawdziwe wyczucie kina, talent i dar opowiadania historii w nowatorski wizualnie sposób. To jednak "Oko" otworzyło im (sic!) wrota Hollywood. Olbrzymi sukces filmu okazał się klęską rodzeństwa, pokusa kręcenia tajskich sequeli swojej produkcji zbyt silna, a upragniona Ameryka artystyczną ziemią jałową. "Oko" to najprościej rzecz ujmując historia pewnej niewidomej dziewczyny, która odzyskuje wzrok dzięki zabiegowi transplantacji. Sęk w tym, że po zabiegu widzi trochę więcej niż zwyczajny zjadacz chleba. Nawiedzają ją duzi i mali umarli, i to często w najmniej odpowiednich momentach. Taka przypadłość – jak wie każdy, kto oglądał "Szósty zmysł" – życia raczej nie ułatwia. A do tego wszystkiego odbicie w lustrze też jakby nie te, co sprzed operacji. Nie pozostaje jej więc nic innego, jak wyjaśnić tajemnicę nie swojej rogówki. Wielką zaletą "Oka" jest klimat. Tajskie rodzeństwo potrafi świetnie budować atmosferę, napięcie i kiedy trzeba, nieźle nas wystraszyć. Fakt, używa przy tym najprostszych środków. Ważne jednak, że robi to sprawnie. Jedyne co rozczarowuje w całym tym spektaklu grozy to zakończenie. Skrupulatnie budowana historia rozmywa się w taniej tragedyjce i kiczowatej końcówce. No cóż, nikt nie jest doskonały. "Oko" to nie tylko sztandarowy przykład azjatyckiego filmu grozy z jego najlepszych lat, ale i pouczająca lekcja kina. Dowód na to, że może i geniusz filmu wędruje z Europy do Iranu, z Iranu do Azji, a i tak zawsze kończy tam, gdzie to się wszystko na poważnie zaczęło. W wielkich studiach Hollywood.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones